Fairy Tail: Piêkne i Bestia
Obezw³adniaj±ca moc
Rozdzia³ 4: Obezw³adniaj±ca moc
"Nie tutaj. Ale wezmê co¶. Nie mia³em nic w ustach od dwóch dni," odpar³ spokojnie m³odszy z Kruków zamawiaj±c jedzenie na wynos.
"Wiêc mów w koñcu," ponagli³ go starszy Kruk kiedy znów szli.
"Mój pierworodny. Te jego niekontrolowany przemiany po tym co widzia³em przestaj± siê byæ dziwne. Znasz ró¿ne rodzaje dusz podczas magii przejêcia, prawda?"
"Podejrzewa³em, ¿e to mo¿e byæ to. Wiêc nic nad czym nale¿a³oby siê martwiæ, prawda? Chocia¿ zastanawiaj±ce sk±d posiada zdolno¶æ u¿ywaæ tej magi w tak m³odym wieku. Zazwyczaj magowie musz± osi±gn±æ odpowiedni wiek aby zacz±æ siê uczyæ," zamy¶li³ siê Bruce.
"My¶lê, ¿e odpowied¼ mo¿e byæ zaskakuj±ca. Powiedz ojcze jakimi wed³ug legend rodzajami magii w³ada³ Adam?" niemal beztrosko spyta³ Lionel.
"Adam? Hmm. Magia lodowego zabójcy, magia przejêcia ze smocz± dusz±, magia tytana i jeszcze jedna lub dwie, które nie mogê sobie teraz przypomnieæ," wylicza³ z pamiêci starszy z mê¿czyzn.
"Jak ka¿dy z naszej rodziny twój wnuk wykazywa³ ju¿ oznaki magii zabójców ale magia przejêcia ze smocz± dusz± i magia tytana chyba nie nale¿y do naszego dziedzictwa," granatow³osy mê¿czyzna spojrza³ w niebo.
"To pewne?"
"Tak na w³asne oczy widzia³em jego smocz± postaæ i posiadaj±c rozmiar jaki nie powinien osi±gn±æ przynajmniej przez kolejne piêtna¶cie do dwadziestu lat. Powinni¶my jak najszybciej spróbowaæ zasiêgn±æ rady Koriany co robiæ o ile odpowie," ca³kiem serio stwierdzi³.
"A nas czeka powa¿na rozmowa synu," g³os Brucea by³ nadzwyczaj powa¿ny. "I tym razem powiesz mi prawdê KIM jest naprawdê matka Arika i Koriko. Od tego teraz zale¿y ich przysz³o¶æ. Bo to, ¿e mog³e¶ sp³odziæ potwory nie mniejsze ni¿ Adam nie ulega w±tpliwo¶ci."
"Ehhh ba³em siê, ¿e ten dzieñ nadejdzie wcze¶niej lub pó¼niej," próbowa³ obróciæ w ¿art ca³± sytuacjê m³odszy z Kruków.
---
"Hmmm. Nie podejrzewa³am, ¿e bêdziesz a¿ tak przebieg³a aby wykorzystaæ go do ucieczki," stwierdzi³a Rigantona kiedy Ultear skoñczy³a kolejn± czê¶æ opowie¶ci.
"Nie wykorzysta³am jego tylko sposobno¶æ jaka siê nadarzy³a," odpar³a ca³kiem spokojnie. "Wiêc wracamy do nauki?"
"Tak," odpowiedzia³a krótko smoczyca i zaczê³a kolejn± lekcjê.
Dwa dni pó¼niej pod koniec kolejnego d³ugiego i pe³nego ró¿nego rodzaju lekcji powia³o ch³odnym powietrzem. Smoczyca spojrza³a w kierunku gdzie by³a ¶cie¿ka prowadz±ca na zewn±trz wyczuwaj±c stoj±cego na progu jaskini go¶cia, który nawet nie musia³ zaznaczaæ swoj± obecno¶ci± wype³niaj±c jaskiniê ch³odem.
"Idziesz gdzie¶?" spyta³a Ultear.
"Na chwilê. Zostañ tutaj," odpar³a smoczyca powoli oddalaj±c siê ku wyj¶ciu.
"Wiêc jednak Koriana nie raczy³a siê zjawiæ?" z wy¿szo¶ci± spojrza³a na stoj±c± przed wej¶ciem kobietê na oko nie maj±cej wiêcej ni¿ trzydzie¶ci lat.
"Nie powinna¶ przyk³adaæ zbytniej wagi do wygl±du. On mo¿e byæ zwodniczy," spokojnie odpar³a Korimi spogl±daj±c poza smoczycê.
"Szukasz kogo¶?" Rigantona spojrza³a za siebie nie zauwa¿aj±c magini czasu nigdzie w pobli¿u.
"S³ysza³am, ¿e niañczysz jakiego¶ dzieciaka. Nie chcia³am jej przestraszyæ. Choæ w sumiê muszê j± na nieco zabraæ. Masz co¶ przeciw?" niebieskooka kobieta spojrza³a w górê.
"Mo¿e to, ¿e nie chcê jej pu¶ciæ," powa¿nym g³osem odpar³a smoczyca.
"No có¿. 'On' w³a¶nie leci tutaj a przynajmniej przeleci nad twoj± jaskini± je¶li utrzyma kierunek jaki obra³ po ostatniej próbie 'ujarzmienia'," kobieta obróci³a siê i spojrza³a w niebo.
"Poczekaj chwilê," po d³u¿szej chwili namys³u odpar³a smoczyca i znikne³a w jaskini.
"Na jaki¶ czas przerwiemy naukê," powiedzia³a Rigantona do magini czasu.
"Czemu?" spyta³a Ultear mimo to pod±¿aj±c za smoczyc± na zewn±trz.
"O to siê jej spytaj," powiedzia³a dopiero kiedy znalaz³y siê na zewn±trz wskazuj±c stoj±c± przed wej¶ciem osobê. "Nie martw siê kiedy wrócisz przed wej¶cie wyjdê," doda³a zanim nie obróci³a siê i znikne³a w jaskini.
"Wiêc co siê sta³o tak wa¿nego, ¿e musia³am przerwaæ naukê?" spyta³a ukrywaj±c w¶ciek³o¶æ stoj±c± przed ni± kobietê.
"Nie wygl±dasz jako¶ specjalnie," stwierdzi³a Korimi powoli obchodz±c wokó³ i ogl±daj±c purpurow³os± kobietê. "My¶la³am, ¿e bêdziesz kim¶ bardziej wyj±tkowym."
Ultear kiedy by³a 'ogl±dana' spojrza³a na obchodz±c± j± osobê. D³ugie niemal dotykaj±ce ziemi b³êkitne w³osy, tej samej barwy oczy, do¶æ atrakcyjna figura o kszta³cie niemal idealnej klepsydry i bardzo d³ugie nogi. Jednym s³owem niemal ksi±¿kowy przyk³ad idea³u urody. "¯e jak?"
"Po pierwsze powinna¶ spytaæ nie co ale kto. A i mia³am wiêksze oczekiwania w stosunku m³odej damy zwanej Ultear, o której co nieco s³ysza³am," odpar³a ca³kiem spokojnie.
"Wiêc kto sprawi³, ¿e mi przerywasz?"
"Twój znajomy je¶li dobrze jestem poinformowany," zacze³a powoli i¶æ przed sob±. "A konkretnie Arik Kruk. Zak³adam, ¿e masz takiego."
Niemal natychmiast zrówna³a siê z ni±. "Co zrobi³?" Spyta³a staraj±c siê brzmieæ jak najzwyczajniej. Spogl±daj±c na Korimi zauwa¿y³a kilka podobieñstw miêdzy ni± i wspomnianym lodowym zabójc±. "I kim jeste¶?"
"Korimi," przez chwilê zawacha³a siê zanim nie poprawi³a siê, "Korimi Kruk. A twój przyjaciel niestety utkwi³ chwilowo w postaci olbrzymiego smoka. Ostatnia próba wyja¶nienia mu jak nieroztropne jest bieganie wolno w tej postaci skoñczy³a siê pora¿k±."
"Olbrzymi smok," zamy¶li³a siê.
"Nie widzia³a¶ go dawno w jego smoczej postaci, prawda?"
"Nie to by³o dawno. Wiêc po co ja jestem potrzebna?" zatrzyma³a siê i czeka³a na odpowied¼.
"Prawdopodobnie pope³nili¶my b³±d zak³adaj±c, ¿e Kanna sama potrafi³aby tym razem przywróciæ go do porz±dku. Tym razem bêdziecie musia³y spróbowaæ razem," Korimi nie zwalnia³a tempa id±c przed siebie co jaki¶ czas spogl±daj±c gdzie¶ w niebo.
"Wspó³pracowaæ z Kann±?" Ultear nie by³a zachwycona perspektyw± zobaczenia siê z z³otow³os± zabójczyni±. Nie mia³y wiele do czynienia w przesz³o¶ci jednak zawsze mia³a wra¿enie, ¿e Yagyu zdawa³a siê wiecznie obserwowaæ Milkovich. Godzinê potem spotka³y wspomnian± z³otow³os± piêkno¶æ, która zdawa³a siê byæ w niezbyt dobrym nastroju.
"Jest ju¿ niedaleko," powiedzia³a Kanna po przywitaniu siê.
"Wiêc wyt³umacz plan a ja na chwilê zniknê aby nie przeszkodziæ was w koncentracji czy co tam macie zrobiæ," odpar³a Korimi i zacze³a siê oddalaæ.
"Co mamy zrobiæ?" spyta³a kiedy z oddali dotar³ do nich obijaj±cy siê echem ryk.
"Ma³o czasu mamy," za¿artowa³a z³otow³osa magini i chwyci³a drug± kobiet± za g³owê.
"Co," nie dokoñczy³a kiedy ¶wiat wokó³ zacz±³ zmieniaæ siê jak w kalejdoskopie.
Kiedy obie sta³y w oddali pojawi³ siê olbrzymi b³êkitno³uski smok. Powoli zni¿aj±c lot wyl±dowa³ niedaleko nich kiedy z boku spad³ na niego drugi podobnie wygl±daj±cy osobnik.
Kiedy wszystko uspokoi³o siê obie by³y w jakim¶ budynku. D³ugie korytarze i wiele drzwi prowadz±cych do ró¿nych pokoi. Kanna bez s³owa prowadzia³a Ultear do jednych z drzwi oznaczonych symbolem 008. Bez s³owa otworzy³a i wewn±trz by³ Arik maj±cy wygl±d jaki magini czasu pamiêta³a z dzieciñstwa. Zostawiaj±c j± stoj±c± w drzwiach lodowa zabójczyni podesz³a i zacze³a co¶ mówiæ do niego na co zacz±³ tylko bardziej siê szarpaæ.
"Matka," dociera³y do purpurow³osej kobiety powtarzane co jaki¶ czas s³owo. 'Matka. Kiedy¶ dawno nie potrafi³ kontrolowaæ siê kiedy wspomina³ ale przecie¿ ju¿ przezwyciê¿y³ to.'
Kiedy rozmy¶la³a nad tym nagle niespodziewanym machniêciem ³ap± rzuci³ o ¶cianê Kannê i wokó³ zacze³o siê robiæ coraz zimniej.
"Znów to robi," zakle³a Yagyu podnosz±c siê i otrzepuj±c bia³y puch z siebie. "Za ka¿dym razem kiedy próbujê przemówiæ mu do rozumu reaguje tylka jego pierwotne, zwierzêce ja."
"Chyba, ¿e...," stwierdzi³a Ultear i kierowana przeczuciem ruszy³a ku niemu. Próbowa³ odgoniaæ j± ale zwinnie unika³a zamachniêæ ³ap± i nie zwracaj±c uwagi na panuj±cy ch³ód zbli¿y³a siê i obje³a szepcz±c. "Co z obietnic±, ¿e staniesz siê silniejszy. ¯e nic ciê nie zdo³a teraz zabiæ?"
"Silniejszy ni¿ ¶mieræ," kilkukrotnie powtórzy³ te s³owa kiedy wokó³ niego pojawi³a siê zamieæ, która sprawi³a, ¿e obie musia³y siê cofn±æ.
"Czy¿by twoje s³owa dotar³y do niego?" Kanna spojrza³a siê na br±zowook± kobietê. W miêdzyczasie szalej±ce w pomieszczeniu ¶nie¿na zamieæ powoli przybiera³a na sile a¿ nawet ¶ciany wokó³ zacze³y pêkaæ i kawa³ki nich by³y wci±gane przez wir.
"Musimy uciekaæ," pomarañczowooka kobieta chwyci³a drug± próbuj±c j± poci±gn±æ.
"Czemu?" magini czasu siê opiera³a kiedy wokó³ kolejne kawa³ki ¶cian rozpada³y siê i zasila³y wiruj±ce od³amki lodu wokó³ niego.
"Spójrz," wskaza³a jej jedn± z dziur w ¶cianie. Za ni± by³a... pustka. Bezkszta³tna nico¶æ rozci±gaj±ca siê a¿ po kres gdzie siêga³ jej wzrok.
"Jeste¶my wci±¿ w jego umy¶³e a konkretnie czê¶ci, która powsta³a po jego przemianie. Teraz ta czê¶æ przestaje byæ potrzebna i rozpada siê. Nie chcê siê przekonaæ co siê stanie kiedy to miejsce rozpadnie siê ze mn± lub tob± w nim," s³ysz±c to Ultear przesta³a siê opieraæ i obie zacze³y szybowaæ przez nico¶æ ku wyj¶ciu.
Drugi smok pu¶ci³ pierwszego dopiero kiedy tamtego zacze³a otaczaæ zamieæ, która zacze³a zmieniaæ siê w coraz mocniej zacie¶niaj±cy siê wokó³ niego wir formuj±cych siê wprost z powietrza od³amków lodu. L±duj±c przed par± le¿±cych niedaleko jej nieprzytomnych kobiet os³ani³a je swoimi skrzyd³ami przed lataj±cy wszêdzie wokó³ od³amkami lodu.
'Ciekawe jak bardziej silniejszy siê staniesz dzi¶?' zamy¶li³a siê spogl±daj±c jak prêdko¶æ wiru zwiêksza³a siê kiedy jednocze¶nie nawet sama olbrzymia postaæ smoka zdawa³a siê równiesz siê rozpadaæ. Od³amki lodu i rozpadaj±ce siê czê¶ci formy wirowa³y stopniowo coraz cia¶niej. Energia magiczna z nap³ywa³a ze wszystkich stron kondesuj±c siê wokó³ znajduj±cej siê w oku cyklonu humanoidalnej postaci.
"Sta³o siê," odetchne³a z ulg± smoczyca kiedy po krótkim b³ysku wszelkie wiruj±ce od³amki dos³ownie znikne³y. Uchwyci³a delikatnie obie kobiety i niebieskow³osego mê¿czyznê a nastêpnie wzbi³a siê w powietrze z nimi. Purpurow³os± zostawi³a przed wej¶ciem do jaskini smoczycy ciemno¶ci, z³otow³os± w pobliskiej mie¶cinie a jego zanios³a w odosobnione miejsce gdzie móg³ odpocz±æ bez bycia niepokojonym przez ¿adnego cz³owieka nawet kilka dni.
"Znów sta³ siê silniejszy. A ta ludzka magini okaza³ siê mimo wszystko interesuj±c± istot±," stwierdzi³a m³odsza smoczyca siadaj±c przed drug± znacznie starsz±.
"Tak. Mój cel jest coraz bli¿ej," z zadowoleniem stwierdzi³a Koriana spogl±daj±c na le¿±cego nieopodal na tafli lodu Kruka. "Kto¶ tak¿e musi mu przypomnieæ, ¿e oci±ga siê ze sp³odzeniem potomstwa. W¶ród zainteresowanych nimi samic jest w³a¶ciwa."
"Zapominasz o tym, ¿e tylko najsilniejszy samiec powiniem sp³odziæ kolejne pokolenie?" niemal¿e jakby chcia³ j± skarciæ odezwa³a siê druga smoczyca. "Jeszcze nie wybrali go wiêc obecnie powsta³e potomstwo mo¿e siê okazaæ potem zbêdne."
"Niewa¿ne. Ale i tak wiadomo, który z nich jest najsilniejszy," Koriana znów zauwa¿y³a dziwne spojrzenie drugiej. "Racja i tak tyle czekam. Dziesiêæ lat w t± czy w tamt± to nic takiego."
Daleko od dwójki smoczyc w g³êbi jaskini ukrytej w stoku niewyró¿niaj±cego siê od innych gór jakby od niechcenia Rigantona stwierdzi³a. "Wróci³a¶."
"Tak. Wracajmy do treningów," odpar³a Ultear zachowuj±c spokój po niedawnym zdarzeniu.
"Kolejna czê¶æ opowie¶ci je¶li mo¿esz," brzmi±c jakby to by³o ca³kiem przypadkowe powiedzia³a smoczyca ciemno¶ci.
"Kiedy w koñcu j± skoñczê powiesz mi czemu prawie rozumiem?"
"Staj±c siê zabójczyni± bêdziesz sama w stanie odkryæ to co ciê wci±¿ trapi. Widzia³a¶ ju¿ jak bardzo nieludzki siê mo¿e staæ a mo¿e tylko tak ciê wydawa³o i jest jakie¶ drugie dno. A teraz..." u³o¿y³a siê w wygodnej pozycji do s³uchania.
Magini czasu nie odpowiedzia³a nic tylko odczekuj±c chwilê zaczê³a opowiadaæ.
---
W koñcu Ultear dotar³a do po³o¿ego w lesie domu gdzie mieszka³a wcze¶niej z matk±. Ukryta za drzewem zauwa¿y³a jak Ur zajmowa³a siê dwójk± ma³ych ch³opców i wygl±da³a na szczê¶liw±.
'Moja matka porzuci³a mnie i zajmuje siê innymi dzieæmi,' upad³a na ziemiê i zaczê³a p³akaæ. 'Nigdy jej nie wybaczê.'
Otar³a ³zy i postanowi³a wróciæ. W drodze powrotnej Ultear napotka³a parê k³óc±cych siê m³odych ludzi. Kryj±c siê w krzakach czeka³± a¿ odejd± umo¿liwiaj±c jej kontynuowanie podró¿y powrotnej i czekaj±c na to przys³uchiwa³a siê ich k³ótni.
Ch³opak by³ wyra¼nie z³y na swoj± znajom± za co¶ co zrobi³a wcze¶niej. Ona na ró¿ne sposoby próbowa³a siê t³umaczyæ i próbowaæ za³agodziæ sytuacjê. Jednak on wci±¿ zdawa³ siê byæ g³uchy na wszystko co mówi³a.
'Co¶ z³ego...,' na chwilê jej my¶li powêdrowa³y do momentu ucieczki i osoby, która mimowolnie pomog³a jej uciec. Odganiaj±c te my¶li wróci³a do s³uchania dwójki nastolatków.
Ona wci±¿ mówi³a jednak on jak wcze¶niej ignorowa³ j± wiêc zrobi³a co¶ innego. Ultear widz±c to na chwilê otworzy³a szerzej oczy ale szybko odwróci³a od nich wzrok. K³ótnia niemal natychmiast skoñczy³a siê i oboje zaczeli mówiæ tylko od czasu do czasu nie podniesionymi g³osami i znacznie milsze s³owa. Po kolejnych piêciu minutach oboje powoli ruszyli zostawiaj±c Ultear sam± w krzakach, która jeszcze spojrza³a za nimi zanim nie ruszy³a w swoj± stronê.
'Dziwne,' zamy¶li³a siê id±c na rzecz±, któr± zrobi³a dziewczyna sprawiaj±c, ¿e w koñcu oboje nastolatków przesta³o siê k³óciæ. Po powrocie na pocz±tek zosta³a wrzucona do pokoju, który ton±³ ca³kiem w mroku. Nieokre¶lony czas pó¿niej do niego wszed³ ¶redniego wzrostu mê¿czyzna.
"Wróci³a¶ wiêc," powiedzia³ d¼gaj±c j± koñcem kostucha i przez jej cia³o przeszed³ pr±d na co tylo zareagowa³a t³umionym jêkiem.
"Têsknili¶my za tob±," udaj±c zatroskany ton kolejny raz j± porazi³ przytrzymuj±c koñcówkê znacznie d³u¿ej a¿ wyda³a g³o¶ny krzyk.
"Mam nadziejê, ¿e ju¿ nie opu¶cisz nas," kolejny raz jej cia³em poruszy³o siê mimowolnie pod wp³ywem przep³ywaj±cego pr±du.
"Przecie¿ jeste¶my tak mili dla ciebie," tym razem tylko uderzy³ j± z du¿± si³a koñcówk±.
"Dbamy aby¶ nie umar³a z g³odu lub innych przyczyn," kopn±³ j± przewracaj±c.
"I jak nam odp³acasz," kolejny kopniak na co tylko siê zwine³a.
"Przemy¶l to," na koniec jeszcze raz j± porazi³ a¿ zap³aka³a. Po tym wyszed³ i zamkn±³ za sob± drzwi tak, ¿e Ultear zosta³a sama w ciemno¶ciach. Prawie. Po tym jak siê zamkne³y drzwi gdzie¶ z innego k±tu dotar³ do niej d¼wiêk, który jednocze¶nie uspokoi³ i przerazi³ j±. Niski gard³owy pomruk przypominaj±cy d¼wiêk wydawany przez dzikie bestie. Tylko jedna osoba jak± tu spotka³a mog³a wydaæ ten d¼wiêk jednak mimo to pragne³a siê upewniæ.
"Arik?" niepewnie zdo³a³a wydusiæ z siebie. Odpowied¼ nigdy nie nadesz³a i tkwi³a w ciemno¶ciach. Ciszê od czasu do czasu zm±ca³ niski gard³owy pomruk. Kiedy poczu³a podmuch ch³odu, który dotar³ do jej rogu by³a niemal pewna kto by³ w drugim k±cie.
'Czy jest z³y na mnie?' zamy¶li³a siê wci±¿ le¿±c skulona. Resztki bólu po pora¿eniach i kopniakach wci±¿ tkwi³y w niej. Kiedy w koñcu uda³o siê jej poruszyæ powoli podczo³ga³a siê w kierunku sk±d nap³ywa³o ch³odne powietrze, potykaj±c siê o co¶ zimnego. Dotykaj±c le¿±c± rzecz rozpozna³a w niej do¶æ gruby ³añcuch. Kontynuj±c czo³ganie siê zatrzyma³a siê czuj±c zimne w dotyku ³uski na le¿±cym bez³adnie ogonie.
Czuj±c jej dotyk nieznacznie cofn±³ ogon i wyda³ krótki gro¼ny pomruk. W momencie kiedy wprowadzili j± do pomieszczenia gdzie przebywa³ od d³u¿szego czasu rozpozna³ jej zapach jednak nie potrafi³ powiedzieæ jednego s³owa tylko od czasu wydawa³ ciche pomruki. A teraz nawet przysune³a siê do niego. Po co?
S³ysz±c jak ³añcuchy lekko zabrzêcza³y przez chwilê siedzia³a zanim powoli nie obróci³a siê i wróci³a do swojego k±ta. Siedz±c my¶la³a kiedy mimowolnie wspomnienia spotkanej para m³odych ludzi wróci³y.
'Czemu przypomnia³o mi siê to akurat teraz?' nieco dziwnie poczu³a siê na wspomnienie tego jak tamta dwójka zakoñczy³a k³ótniê. 'To wcale nie tak, ¿e co¶ mu zrobi³am.'
Nastêpnego dnia otworzy³y siê drzwi i wesz³a do ¶rodka para mê¿czyzn. Odczepili a nastênie odwineli ³añcuchy krêpuj±ce go i chwytaj±c z obu stron zaczeli ci±gn±æ za sob±. Przez moment kiedy przeci±gali go przez wej¶cie spojrza³a na niego. Dwa dni pó¼niej przyszli po ni± i zaci±gneli j± do starego pokoju. Pó³ godziny pó¼niej przyszli i bez s³owa zabrali na seriê bolesnych testów. Po skoñczonych zabrali i wrzucili jakby by³a jakim¶ przedmiotem do pokoju zamkaj±c potem drzwi. Jedz±c jedzenie z miski mimowolnie spojrza³a w kierunku przej¶cia.
"Ciekawe czy wci±¿ tam jest?" wymamrota³a i po skoñczeniu niepewnie podesz³a do ¶ciany. Zabawki wci±¿ le¿a³y rozrzucone. Chwilê zawacha³a siê i... wróci³a na ³ó¿ko. Nastêpnego dnia poddali j± kolejnym bolesnym testom i wrzucili po skoñczeniu do pokoju.
Powoli zdje³a panel i zajrza³a do s±siedniego pokoju. Prawie wcale nic siê nie zmieni³o w nim. Dziura w ¶cianie by³a ju¿ za³atana a resztki innej ³±cz±cej wcze¶niej dwa s±siednie pomieszczenia by³y usuniête. Dojrza³a go le¿±cego na du¿ym ³ó¿ku pod przeciwn± ¶cian±, z którego na pod³ogê zwiesza³ siê ogon i jedna z ³ap. Bez potkniêcia siê o walaj±ce siê na pod³odze ró¿ne przedmioty podesz³a na wyci±gniêcie rêki do niego. Arik powoli podniós³ ³eb i spojrza³ w jej stronê.
"Zostaw mnie samego," powiedzia³ i odwróci³ ³eb w drugim kierunku. Ultear posta³a przez d³u¿sz± chwilê zanim nie odwróci³a siê i wróci³a do swojego pokoju.
"Nie zrobi³am nic z³ego," powtórzy³a kilka razy znów przypominaj±c sobie pods³uchan± k³ótniê. "A mo¿e?" zamy¶li³a siê siedz±c oparta o ¶cianê.
Kolejne dni nie opiera³a siê przed kolejnym testom i zacze³a wykorzystywaæ je aby zwiêkszyæ swój potencja³ magiczny. Musia³a wydostaæ siê st±d ale tym razem samemu kiedy jej moc bêdzie wystarczaj±ca. Odwiedza³a go codziennie jednak zawsze albo ignorowa³ jej obecno¶æ albo w kilku s³owach kaza³ siê zostawiæ samemu.
"Nie," powiedzia³a Ultear i wesz³a na ³ó¿ko, na którym le¿a³ dzi¶. Spowrotem mia³ wygl±d ma³ego ch³opca wiêc usadowi³a siê obok niego.
"Co?" wymamrota³ i odwróci³ siê w jej stronê. "Mówi³em, ¿e chcê zostaæ sam."
"Ale ja nie," powiedzia³a i postêpuj±c jak dziewczyna, któr± widzia³a wiele dni temu przytuli³a siê do niego. Próbowa³ siê poruszyæ, uwolniæ z jej objêæ ale nie podda³a siê i wci±¿ trzyma³a siê. Westchn±³ lekko i przesta³ próbowaæ siê uwolniæ.
"Czemu?" wymamrota³ tylko.
"Przepraszam," odpowiedzia³a wci±¿ wachaj±c siê czy zrobiæ drug± z rzeczy jak± widzia³a.
"Za co?"
"Przez mnie pewnie cierpia³e¶ kiedy uciek³am. I to, ¿e wspomnia³am o naszych matkach," na ostatnie s³owo poczu³a jak lekko siê wzdrygn±³ wiêc na chwilê zamilk³a. Upewniaj±c siê, ¿e nie zaczyna siê zmieniaæ po³o¿y³a mu g³owê na ramieniu. "Chcesz zobaczyæ swojego ojca?"
Po d³u¿szej chwili odpowiedzia³. "Tak."
"Chcê znów uciec st±d," powoli mówi³a.
"I znów wykorzystasz mnie do tego?" spyta³ ch³odnym tonem.
"Nie. Wpierw stanê siê do¶æ silna aby zrobiæ to samemu. Ale," na chwilê zawacha³a siê, "chcê aby¶my uciekli razem."
"Czemu ja?"
Przez chwilê wacha³a siê nad tym co powinna zrobiæ.
"Zapanuj nad swoimi zmianami zanim uciekniemy," nachyli³a siê i uca³owa³a go w policzek. Rumieni±c siê szybko zeskoczy³a i pobieg³a do przej¶cia.
"Zapanowaæ? Uciec?" dotkn±³ swojego policzka. Sposób w jaki go obje³a i potem poca³unek sprawi³, ¿e poczu³ siê dziwnie. Co potem po ucieczce? Wróci³by do ojca? Resztê dnia spêdzi³ rozmy¶laj±c nad zewnêtrznym ¶wiatem. Pare dni wcze¶niej przez chwilê widzia³ go kiedy zrobi³ dziurê w jednej z kolejnych ¶cian. Niestety wtedy z³apali go, potem zaczeli brutalnie biæ i razili pr±dem staraj±c siê go spacyfikowaæ.
Nastêpnego dnia kiedy us³ysza³, ¿e j± przynie¶li po odczekaniu chwili zastuka³ w panel. Cierpliwie odczeka³ kiedy otworzy³a.
"Chcesz zje¶æ razem?" spyta³ wskazuj±c swoj± miskê. Chwilê zastanawia³a siê zanim wzie³a swoj± miskê i przecisne³a siê przez przej¶cie. Jedli w ciszy a potem kiedy opar³a siê o niego obj±³ j± ramieniem.
"Naprawdê by¶ chcia³a razem uciec?" spyta³ siê niepewnie.
"Tak. Ale z tob±," odpar³a spokojnie.
"Opanujê przemiany aby nie skrzywdziæ nikogo przypadkiem," powiedzia³ i wtedy us³ysza³ gdzie¶ z oddali zbli¿aj±ce siê kroki. "Musisz ju¿ wracaæ."
"Ju¿?" spojrza³a na niego zaskoczona.
"Tak. Proszê id¼ ju¿. Zobaczymy siê jutro," mówi³ ¶ciszonym g³osem i wstaj±c wzi±³ jej miskê. Podszedwszy do przej¶cia prze³o¿y³ j± przez nie i spojrza³ w jej kierunku.
"Co siê dzieje?" zapyta³a jednak nie odpowiedzia³ wci±¿ stoj±c i wpatruj±c siê w ni±. Po znalezieniu siê w swoim pokoju zakry³a przej¶cie. Dos³ownie moment potem drzwi otworzy³y siê i stan±³ w nich wysoki mê¿czyzna, rozejrza³ siê wokó³ a nastêpnie poszed³ dalej.
"Sk±d wiedzia³e¶?" spyta³a kiedy pare minut potem znalaz³a siê ko³o przej¶cia i zdj±wszy panel zajrza³a przez otwór.
"Niewa¿ne. Przynajmniej ciê nie znale¼li u mnie," powiedzia³ lekko siê rumieni±c.
Zawacha³a siê czy co¶ jeszcze powiedzieæ w koñcu jednak tylko zakry³a przej¶cie i po³o¿y³a siê na swoim ³ó¿ku. Nastêpne kilka miesiêcy mine³o obojgu na przygotowaniach. Ultear cierpliwie znosi³a kolejne coraz bardziej bolesne eksperymenty, które coraz bardziej zwiêksza³y jej potencja³ magiczny. Eksperymenty na Ariku mia³y mniejszy efekt zwiêkszania mocy magicznej, gdy¿ jak zauwa¿yli i tak mia³ ju¿ j± olbrzymi± i nieco obawiali siê skutków kiedy osi±gnie zbyt wysoki poziom. Tak¿e prawie ca³kowicie przesta³ mieæ epizody spontanicznych transformacji.
Wieczorami zawsze spo¿ywali razem jedzenie jakie dostawali. Czasami jedno z nich pokrzepia³o drugie kiedy zaczyna³o traciæ determinacjê lub po prostu by³o mu ¼le. Zawsze koñczy³o siê to ni± opieraj±c± siê o niego i jego ramieniem obejmuj±cym j±.
"Jak tam nasz metamorf? Ju¿ przesta³ siê wci±¿ zmieniaæ czy tylko zdaje siê, ¿e opanowa³ t± zdolno¶æ?" spyta³ Brain upijaj±c nieco z fili¿anki.
"Zdaje siê, ¿e w jaki¶ sposób zacz±³ kontrolowaæ przemiany," odpar³ wysoki mê¿czyzna.
"Zdo³ali¶cie zbadaæ przyczyny i czynniki wywo³uj±ce te zmiany?"
"Jeszcze nie. Co w takim razie robiæ z nim?" spyta³ siedz±cy naprzeciw mê¿czyzna.
"Same eksperymenty powoduj±ce przyrost potencja³u magicznego. Pewnie przyzwyczai³ siê do obecnego poziomu," odpar³ spokojnie Brain.
"Ale to niesie ryzyko nieprzewidzianych komplikacji," zauwa¿y³ technik.
"Wiêc upewnijcie siê, ¿e bêdzie w pogotowiu grupa gotowa szybko go spacyfikowaæ. Pamiêtaj, ¿e rozwój magi czasami wymaga podejmowania ryzyka," odpar³ szef i nastêpnie opu¶ci³ pokój.
'Niezbyt fortunie, ¿e zacz±³e¶ panowaæ na swoimi zmianami Ariku Kruk,' pomy¶la³ spogl±daj±c na kartkê z informacjami o wspomnianym dziecku. 'Ale to nie ma znaczenia. Mam w razie czego plan awaryjny aby zakoñczyæ t± sprawê,' u¶miechn±³ siê demonicznie spogl±daj±c na drug± z kartek opisuj±c± przypadek Ultear. 'Które¶ z was prêdzej czy pó¼niej straci kontrolê i wtedy sprawa siê rozwi±¿e sama.'
Kolejne pare dni up³yne³o spokojnie mimo, ¿e z ka¿dym dniem oboje byli poddawani niesamowicie bolesnym i wyczerpuj±cym eksperymentom. Zbli¿a³ siê pocz±tek trzeciego tygodnia kiedy przewidywania Braina spe³ni³y siê. Przenikliwy ch³ód wype³ni³ ca³y budynek zmra¿aj±c kompletnie ka¿dy kawa³ek konstrukcji sprawiaj±c, ¿e sta³a siê wyj±tkowo krucha i podatna na uszkodzenia. Pare minut pó¼niej budynkiem wstrz±sne³a eksplozja, która pogrzeba³a wszystkich obecnych w ¶rodku poza dwójk± postaci stoj±cych przed wal±cym siê budynkiem.
"Widaæ zd±¿yli¶my uciec na czas," powiedzia³ Brain spogl±daj±c na stoj±c± obok niego ma³± dziewczynkê. Nastêpnie oddali³ siê zostawiaj±c± Ultear stoj±c± wci±¿ przed stosem gruzu, stali i innych odpadków wpatruj±c± siê na wpó³ przytomnym wzrokiem przed siebie.
"Arik. Obieca³e¶, ¿e odejdziemy oboje st±d," powiedzia³a pod nosem. W odpowiedzi po chwili czê¶æ rumowiska poruszy³o siê, unios³o a nastêpnie resztki rozsypa³y siê ods³aniaj±c stoj±c± postaæ skrzydlatego gada maj±cego mo¿e ze trzy metry wzrostu. Powoli wyszed³ ze stosu pozosta³o¶ci budynku i szed³ ku Ultear stopniowo kurcz±c siê.
"I dope³ni³em obietnicy. Sta³em siê do¶æ silny, ¿e nawet zawalenie siê wszytkiego na mnie nie zdo³a³o mnie zabiæ," u¶miechn±³ siê. Przez chwilê sta³a zanim nie rzuci³a siê ku niemu i ku jego zaskoczeniu go poca³owa³a w usta.
"Co teraz?" spyta³a cofaj±c siê kilka kroków i odwracaj±c aby ukryæ rumieñce.
"Poczekam na zjawienie siê ojca," odpowiedzia³ Arik spogl±daj±c gdzie¶ w dal. Kiedy wygrzeba³ siê z rumowiska delikatny powiew wiatru przyniós³ znajomy zapach. Jednak by³ zaskoczony tym co zrobi³a jednak by³o to... przyjemne wiêc tylko nieznacznie siê u¶miechn±³. "A ty?"
"Ja?" spowrotem spojrza³a w jego stronê. "Nie wiem jeszcze."
"Je¶li ojciec nie bêdzie mia³ nic przeciwko mo¿esz na jaki¶ czas zatrzymaæ siê u nas. A potem," zawacha³ siê na chwilê, "potem zobaczymy."
Podesz³a do niego i przytuli³a siê ponownie ciesz±c siê, ¿e nie jest sama. Pare minut potem zbli¿y³ siê do nich mê¿czyzna o granatowych w³osach.
"Cieszê siê, ¿e nic ci nie jest," zacz±³ Lionel i spojrza³ na ma³± dziewczynkê przytulon± do jego syna. "Czy my siê znamy m³oda damo?"
"Ultear," przedstawi³a siê krótko.
"Ojcze czy mo¿e na trochê pobyæ u nas zanim nie wróci do swojej rodziny?" Arik spojrza³ b³agaj±co na swojego rodzica.
"Pomy¶lê nad tym. A i chyba jeste¶cie za m³odzi na 'to'," podkre¶li³ ostatnie s³owo.
"Na co?" spyta³ go syn kiedy zaczeli i¶æ.
"Niewa¿ne. Powiem jak nieco podro¶niesz," odpar³ widz±c jak oboje dzieci szli obok siebie za nim.
---
"Wiêc pozna³a¶ tak¿e jego ojca," powiedzia³a Rigantona przygotowuj±c siê do kolejnej czê¶ci nauki.
"Mo¿na tak powiedzieæ," odpar³a Ultear.
"Kilka kolejnych czê¶ci opowie¶ci i oka¿e siê, ¿e spotka³a¶ wszystkich jego ¿yj±cych krewnych," za¿artowa³a smoczyca.
"Chyba mo¿na tak stwierdziæ. Pare tygodni temu by³am na przyjêciu gdzie zebra³o siê ca³e rodzeñstwo Arika, jego ojciec i dziadek," odpar³a spokojnie magini czasu.
Rigantona nie kontynuowa³a rozmowy zaczynaj±c naukê. Kolejne dni up³yne³y spokojnie choæ Ultear nie czu³a aby robi³a postêpy. Przynajmmniej smoczyca wci±¿ nie uczy³a jej ¿adnego zaklêcia powtarzaj±c, ¿e na to przyjdzie czas po poznaniu podstaw magii. I ¿e bez w³a¶ciwego opanowania tego pó¼niejsze zaklêcia bêd± niewiele warte nawet jak j± nauczy.
"Brak postêpów?" nieco znieciepliony spyta³ rozmówca magini czasu.
"Wci±¿ ka¿e mi wykonywaæ czasem dziwne rzeczy ale na razie nie chce nauczyæ ¿adnego zaklêcia magii zabójców," odpar³a wpatruj±c siê znudzona w unosz±c± siê przed ni± lakrimê. "A jak poszukiwania?"
"Ju¿ mamy przybli¿ony obszar, który powini¶my przeszukaæ dok³adniej. Kilka tygodni najwy¿ej zanim udamy siê na miejsce. Wykorzystaj ten czas dobrze," powiedzia³ rozmówca.
"Staram siê jak to mo¿liwe przy¶pieszaæ ale jest do¶æ oporn± nauczycielk± i z dziwnymi nawykami," stwierdzi³a purpurow³osa kobieta.
"Sama przysz³a¶ do mnie z pomys³em odszukania jakiego¶ smoka w celu nauki magi zabójcy kilkana¶cie tygodni temu. Uwa¿a³em go za zbêdny ale by³a¶ bardzo zdeterminowana. Czy¿by ta determinacja w³a¶nie siê skoñczy³a?" spyta³ j±.
"Nie. Nauczê siê choæby podstaw zanim wyruszymi na poszukiwanie," szybko odpowiedzia³a i nastêpnie po¿egna³a siê. Wróciwszy do jaskini kontynuowa³a naukê przez kolejne kilka tygodni kiedy nadszed³ czas, ¿e musia³a opu¶ciæ swoj± nauczycielkê.
"Wiêc podda³a¶ siê?" spyta³a wprost Rigantona.
"Nie. Tylko muszê zrobiæ co¶," odpar³a Ultear i ruszy³a ku wyj¶ciu z jaskini.
"Je¶li nie wrócisz w ci±gu tygodnia mo¿esz ju¿ nie wracaæ wcale," powiedzia³a na po¿egnanie smoczyca patrz±c jak nik³a w porównaniu do niej kobieta oddala³a siê od wej¶cia. Sta³a tak z kwadrans kiedy niedaleko wyl±dowa³a smok.
"Osobi¶cie siê zjawiasz. To ciekawe," powiedzia³a smoczyca ciemno¶ci.
"Tylko aby powiadomiæ ciê, ¿e wiêkszo¶æ ¿yj±cych smoków zbierze siê w ci±gu najbli¿szego dnia," powiedzia³a Grandeeney. "A ¿e sama lecê tam to pomy¶la³am, ¿e zawitam do ciebie po drodze."
"Czyli powinny¶my ruszaæ ju¿ teraz?" odpar³a Rigantona rozpo¶cieraj±c skrzyd³a przygotowuj±c siê do odlotu.
"Tak. Jak tam twoja podopieczna? Nie wyczu³am nikogo poza tob± w pobli¿u," zapyta³a kiedy obie ju¿ wzbi³y siê w powietrze.
"Uzna³a, ¿e ma wa¿niejsz± do za³atwienia sprawê ni¿ naukê magii. Mam nadziejê, ¿e nie wróci w ogóle," lekko niezadowolona odpowiedzia³a.
"A¿ tak ¼le by³o z ni±?" niebiañska smoczyca spojrza³a w bok.
"Niewa¿ne. Ale jeszcze pare dni a by skoñczy³a opanowywanie podstaw i zosta³oby tylko nauka zaklêæ i doskonalenie u¿ywania magii. A co spowodowa³o, ¿e siê zbieramy?"
"Acnologia wykona³ ruch od d³u¿szego czasu," odpar³a Grandeeney brzmi±c jakby by³o to co¶ ca³kiem zwyczajnego.
"Ciekawe. Mo¿e wiêc tak po¶pieszmy siê," powiedzia³a i obie zwiêkszy³y prêdko¶æ z jak± lecia³y. Pare godzin pó¼niej wyl±dowa³y na obszernej polanie gdzie¶ w g³êbi puszczy. Rozgl±daj±c siê zauwa¿y³y kilkoro ze znajomych smoków, które by³y ju¿ obecne.
"Powoli zaczynaj± siê zbieraæ ciekawsze okazy," zachitota³ cicho Raitingu na co stoj±cy obok A-su tylko siê spojrza³ w kierunku obu smoczyc.
Kolejne godziny p³yne³y na czekaniu na resztê smoków, które odpowiedzia³y na wezwanie. I tak zjawili siê we w³asnej osobie ognisty i metalowy smok. Gdzie¶ za nimi niemal jednocze¶nie z dwóch stron nadlecieli Weissologia i Skiadrum. Godzinê potem wyl±dowa³y smoczyce wody, kwasu i jadeitu. Pod wieczór niemal spó¼nioieni pojawili siê smoczyca trucizn i Yangri a Koriana mimo wcze¶niejszych zapowiedzi jeszcze nie by³a widoczna na horyznocie kiedy zachodzi³o s³oñce.