Fairy Tail: Piêkne i Bestia
Niæ przeznaczenia
Pe³ny opis fanfica: Cz³owiek zmieniaj±cy siê w dzikie zwierze, cz³owiek wyrzekaj±cy siê wszystkiego aby poprawiæ swoj± przesz³o¶æ, cz³owiek wyrzutek z powodu wygl±du i cz³owiek zamieniony w potwora. Czy to przeznaczenie czy tylko jaki¶ kosmiczny ¿art, ¿e siê wszyscy spotkali?
Piêkne i Bestia
Rozdzia³ 1: Niæ przeznaczenia
Przesz³o¶æ...Tera¼niejszo¶æ...
Przesz³o¶æ...
¯adne nie mo¿e istnieæ bez pozosta³ych...Przesz³o¶æ, któr± chcia³a zamieniæ w piêkne wspomnienia z matk± i przyjació³mi...Tera¼niejszo¶æ, w której poszukiwa³a kluczy do przywrócenia ¶wiatu najwiêkszego horroru...
Przysz³o¶æ...nie wszystkie wersje przysz³o¶ci, które mog³y siê zdarzyæ a jednocze¶nie nie...
Kolejny raz nabra³ powietrza i wypu¶ci³ szeroki strumieñ lodu przed siebie próbuj±c trafiæ wci±¿ odskakuj±c± drobn± istotê przed sob±. Wyl±dowa³a na jednym z bardziej p³askich kawa³ków lodu aby niemal bez chwili wytchnienia skoczyæ ponownie. Kolejny lodowy oddech mina³ j± i tylko pozostawi³ kolejny zamro¿ony pas.
"Nie uciekniesz przede mn±," rozleg³ siê g³o¶ny bas, który zosta³ dodatkowo wzmocniony poprzez odbijanie siê od kilkunastu wiêkszych czê¶ci kawa³ków lodu. Zakry³a uszy ukrywaj±c siê za jednym z wiêkszych kawa³ków, który pod wp³ywem echa zacza³ siê kruszyæ.
"Znalaz³em ciebie," potê¿na ³apa zgniot³a pochylon± lodow± iglicê i kiedy podniós³ j± nie zobaczy³ nic poza kawa³kami lodu.
"Nie," odpowiedzia³ mu kobiecy g³os odbijajacy siê echem wokó³.
"Nie rozumiesz dziecko," spokojnym g³osem powiedzia³ b³ekitno³uski olbrzymi skrzydlaty gad. "Jestem znacznie starszy i potê¿niejszy ni¿ nawet ten tak zwany mój potomek," w tym momencie spojrza³ w bok w kierunku podobnego olbrzymiego gada z olbrzymim lodowym soplem wystaj±cym wprost z jego torsu. Jego cia³o zastyg³o w pozie zdradzaj±cej walkê do koñca. Przednie koñczyny wci±¿ kurczowo zaci¶niête wokó³ wystaj±cego kolca a skrzyd³a wci±¿ os³aniaj±ce dwa mniejsze kawa³ki lodu, na które by³o widaæ odci¶niête ¶lady istot wzrostu cz³owieka. Wszelka krew, która wcze¶niej ¶cieka³a z ka¿dej rany dawno temu ju¿ zamarz³a tworzaæ carmazynow± taflê lodu wokó³ olbrzymiego trupa.
'Nie s³uchaj go,' rozleg³ siê delikatny, koj±cy g³os w jej g³owie. 'Nie po to pozostali zabójcy oddali swoje ¿ycia aby¶ i ty podzieli³a ich los...'
Przemykaj±c pomiêdzy kolejnymi schronieniami ukratkiem rzuci³a spojrzenie wokó³. W jednym miejscy na skupieniu wielu niewielkich lodowych kolców wci±¿ spoczywa³y zamarzniête obecnie kawa³ki cia³a nale¿±ce wcze¶niej do cz³owieka tak zmasakrowane, ¿e trudno by³o rozpoznaæ czyje by³y. Z najwy¿szego wci±¿ powiewa³a resztka d³ugich z³otych w³osów. W innym miejscu le¿a³a górna czê¶æ cia³a ma³ej niebiesko³osej dziewczynki. Jej oczy na zawsze zamar³y w wyrazie zaskoczenia.
"Spójrz prawdzie w oczy. Jeste¶ ostatnia i nied³ugo do³aczysz do swoich przyjació³," ze spokojem mówi³ kiedy zmia¿dzy³ kolejny kawa³ek lodu, które s³u¿y³ jej przed chwil± za tymczasowe schronienie i jednocze¶nie maj±cym w sobie kolejne cia³o. Po roztrzaskaniu zmro¿one kawa³ki cia³a potoczy³y siê wokó³. Przy nodze purpurow³osej kobiety zatrzyma³a siê g³owa mê¿czyzny o ró¿owych w³osach ale szybko odwróci³a wzrok aby nie wpatrywaæ siê w puste oczy.
'Ka¿dy z nich po¶wiêci³ siê aby¶ mia³a t± jedyn± szansê na zadanie ciosu i zakoñczenie tego horroru,' ponownie odezwa³ siê koj±cy g³os. Zacze³a otaczaæ j± wielobarwna aura, która przyku³a uwagê jej przeciwnika.
"Wci±¿ trzymasz siê nadzieji, ¿e mo¿esz mnie pokonaæ?" roze¶mnia³ siê na pe³ny ³os kiedy jego oczy zal¶ni³y czerwieni± a ca³e cia³o otoczy³a ciemna po¶wiata mieszaj±ca siê z b³êkitn±.
Jeszcze raz spojrza³a w kierunku pobliskiego lodowego obelisku, z którego wystawa³a ca³kiem zmro¿ona rêka i czê¶æ twarzy blondw³osego zabójcy. Obok le¿a³a urwana z wci±¿ prawie kompletnym kawa³kiem krêgos³upa g³owa czarnow³osego ch³opaka.
"Nie trzymam siê," wykrzycza³a kiedy otaczaj±ca j± energia zaczê³a siê koncentrowaæ. Skoczy³a na pobliski p³aski kawa³ek lodu ignoruj±c wystaj±ce z niej ramiê z kilkoma metalowymi ozdobami i d³oni± przypominaj±c± metalowe ostrze. "Pokonam ciê," doda³a i zacze³a nabieraæ powietrza.
"Nie b±d¼ tak pewna siebie," odpar³ ca³kowicie opanowanym g³osem i równie¿ zacz±³ nabieraæ powietrze.
"Mroczno-¦wietlisty Ryk Lodowo-Ognistego Smoka," olbrzymi strumieñ ciemno¶ci, ¶wiat³a, lodu i ognia po³aczonych w jeden skupiony atak polecia³ wprost w stronê olbrzymiego monstrum przed ni± kiedy opad³a na kolana czuj±c jak si³y zaczynaj± j± opuszczaæ.
"Ryk Lodowego Smoka," niemal od niechcenia wyplu³ strumieñ lodu, który zderzy³ siê ze zbli¿aj±cym do niego atakiem. D³u¿sz± chwilê trwa³o zanim olbrzymia eksplozja spowi³a monstrum a j± odrzuci³a daleko w ty³. Odkrztusi³a krew spogl±daj±c nieznacznie w dó³ i widz±c lodowy kolec wystaj±cy z jej torsu. Nie s³ysza³a ju¿ g³osu jej przeciwnika kiedy ¶wiat zacz±³ blakn±æ i ciemnieæ wokó³ niej...
"Jeszcze jedno pchniêcie," pomimo bólu jaki czu³a dotar³ do niej kobiecy g³os. Zbieraj±c kolejny raz pozosta³e si³y wykona³a to co do niej powiedzia³a i chwilê potem w sali rozleg³ siê dono¶ny p³acz. Us³yszawszy to po³o¿y³a siê wycieñczona na ³ó¿ku.
"Dobra robota. To dziewczynka," us³ysza³a ponownie kiedy przez pó³przymkniête oczy patrzy³a przed siebie i u¶wiadamiaj±c sobie, ¿e siedz±ca obok niej osoba wci±¿ trzyma j± za rêkê.
"Jestem z ciebie dumny," powiedzia³ niskim g³osem i pochylaj±c siê uca³owa³ j± w policzek nawet na chwilê nie puszczaj±c jej rêki. Obejrza³ siê w bok w kierunku kobiety trzymaj±cej w rêku wci±¿ wrzeszcz±c± niewielk± bezbronn± istotê. "Jak ma siê nasza córka?"
"Bardzo ¿ywotna. Dawno nie widzia³am tak energicznego noworodka i chyba zdaje siê chce do swojej matki," odpar³a pielêgniarka i podesz³a do do le¿±cej kobiety. Uwa¿aj±c aby nic siê nie sta³o poda³a jej niewielkie zawini±tko. Purpurow³osa kobieta uwalniaj±c swoj± d³oñ z uchwytu siedz±cego przy ³ó¿ku mê¿czyzny obje³a ramionami wrzeszcz±ce dziecko, które niemal natychmiast ucich³o i spojrza³o swoimi br±zowymi oczami w górê.
"Ma twoje oczy," powiedzia³ kiedy nieco siê nachyli³ tak aby móg³ zobaczyæ swoj± nowonarodzon± córkê. Niemowlê na chwilê odwróci³o wzrok od swojej matki spogl±daj±c badawczo w stronê swojego ojca. Powoli aby jej nie przestraszyæ zbli¿y³ d³oñ do jej policzka kiedy niemal natychmiast pokry³ j± szron kiedy tylko oddech nowonarodzonej musn±³ j± nieznacznie.
"I ma twoj± wrodzon± zdolno¶æ u¿ywania magii," odpar³a wci±¿ czuj±c zmêczenie po porodzie.
"Zostawiê was obie na razie same," odpar³ i wolno wsta³. "Muszê zobaczyæ siê z moim ojcem i przekazaæ mu radosn± nowinê," powiedzia³ bêd±c ju¿ niemal w drzwiach sali.
Nie odpowiedzia³ nic tylko spogl±daj±c w jego kierunku kiedy opuszcza³ pokój. Czu³a siê dziwnie choæ mo¿e w³a¶nie tak siê czu³a jej matka, kiedy urodzi³a siê.
Pare godzin pó¼niej do pokoju wszed³ ojciec dziewczynki.
"I jak ma siê nasza maleñstwo?" spyta³ kiedy usiad³ na krze¶le obok ³ó¿ka.
"Bardzo dobrze. Choæ ju¿ sprawia problemy," odpar³a.
"Jakie?" nieco zaniepojony spojrza³ na swoj± ¿onê.
"Nawet w trakcie karmienia potrafi niechc±cy u¿ywaæ swojej magi," powiedzia³a nie odrywaj±c wzroku od trzymanego maleñstwa.
"Ahh to," nieco zarumieni³ siê i wsta³. "Porozmawiam z ojcem na temat tymczasowego zapiêczêtowania jej magii. Przynajmniej do czasu kiedy przestaniesz j± karmiæ."
"Dziêkujê kochanie."
"My¶la³a¶ ju¿ nad imieniem dla niej?" spyta³ zatrzymawszy siê przed drzwiami.
"Jedynym jakie przys¿³o mi na razie do g³owy jest Ur," odpowiedzia³a.
"Jak twoja matka," zamy¶li³ siê na chwilê zanim nie u¶miechn±³ siê. "Podoba mi siê. Wiêc nasze maleñstwo bêdzie nazywaæ siê Ur."
Nie odpar³a nic u¶miechaj±c siê tylko lekko kiedy s³ysza³a szelest zamykanych drzwi.
"Ciemno¶æ w tobie jest wielka. Je¶li nie poch³onie ciê pierwsza mo¿esz staæ siê znacznie silniejsza," niemal pozbawionym emocji tonem powiedzia³a Rigantona patrz±c na niemal nik³± w porównaniu do niej postaæ stoj±c± naprzeciw.
"Nie poch³onie mnie," odpar³a pewnym g³osem purpurow³osa m³oda kobieta spogl±daj±c w górê na olbrzymi spowity w ciemno¶ci skrzydlaty kszta³t.
"Trening nie bêdzie ³atwy i chwila s³abo¶ci bêdzie kosztowaæ ciê wszystko. Na to te¿ siê godzisz?" smoczyca spyta³a nieco straciwszy zainteresowanie w nik³ym cz³owieku stoj±cym przed ni±.
"Próbujesz mnie zniechêciæ czy po prostu nie bêdziesz mnie w stanie nauczyæ magi, któr± s³ysza³am powinna¶ znaæ smoku ciemno¶ci?" rzuci³a jej zimne spojrzenie wyczekuj±c odpowiedzi.
"Moje zamiary nie s± twoj± spraw± cz³owieku," lekko znudzona wydmuchne³a niewielki czarny ob³ok, który powoli opad³. "Jednak wszystko musi mieæ swoje miejsce. Oby twoje motywy nie znikne³y jak ciemno¶æ kiedy dotykaj± j± pierwsze promienie ¶wiat³a."
"Moje motywy..."
"My¶lê jak to jest odczuwaæ przyjemno¶æ bêd±c zabójc± smoków," odpar³a lekko zmêczonym g³osem kiedy przesuwa³a swoje rêce tak, ¿e obiema obejmowa³a jego g³owê.
"Co¶... trudnego do opisania," odpar³. "Trudno znale¶æ s³owa aby to opisaæ," powoli z³±czy³ rêce tak, ¿e teraz obejmowa³ j± kiedy le¿a³a na nim.
"Wiele bym da³a aby dowiedzieæ siê tego," odpar³a nieco poprawiaj±c swoj± pozycjê ale nie na tyle aby ich cia³a rozdzieli³y siê.
"Chia³aby¶ byæ zabójczyni± smoków?" spyta³ delektuj±c siê jej blisko¶ci±. Jej nagim cia³em, które trzyma³ w ramionach. Jej zapachem, który tak kocha³.
"Chia³abym aby¶ mogli trwaæ tak bez koñca. A teraz dobranoc," uca³owa³a go i przymkne³a powieki zasypij±c w miarê szybko. Przez chwilê patrzy³ na jej twarz zanim sam nie poczu³ jak ogarnnia go senno¶æ i siêgaj±c rêk± chwyci³ le¿±c± niedaleko ko³drê i przykry³ ich.
"Witaj piêkna," powiedzia³ kiedy ju¿ przerwa³a poca³unek.
"Witaj bestio," odpar³a bêdêc w wyj±tkowo dobrym humorze. Zanim zd±¿y³a cokolwiek dodaæ zobaczy³a jak kula le¿±ca na pobliskim stoliku zacze³a l¶niæ.
"Wspominasz je czy tylko tak zawsze odp³ywasz na moment?" lekko k±¶liwie spyta³a smoczyca.
"Niewa¿ne," potrz±sne³a lekko g³ow±. "To zaczynamy czy nie?"
"Taka niecierpliwa," nieco przysiad³a pozwalaj±c wspi±æ siê kobiecie na swój grzbiet i rozpostar³a skrzyd³a powoli unosz±c siê w powietrzu. Z wolna poruszaj±c skrzyd³ami odlecia³a w kierunku rysuj±cych siê na horyzoncie gór. Po godzinie mo¿e nieco d³u¿ej wyl±dowa³a naprzeciw wej¶cia do olbrzymiej jaskini.
"Naciesz swoje oczy ¶wiatem zewnêtrznym bo nie prêdko wrócimy na powierzchniê," powiedzia³a smoczyca zanim po chwili nie znikne³a w ¶rodku. Kobieta wyje³a morskiej barwy kulê i po³aczy³a siê z osob± na drugim koñcu lini.
"Jak przebiega trening?" spyta³ mê¿czyzna.
"Zaraz go rozpocznê. Kiedy bêdê mia³a chwilê czasu odezwê siê i zdam raport," odpar³a br±zowooka magini.
"Dobrze," a moment potem roz³±czy³ siê.
"To zabójca smoków?" us³ysza³a g³os Rigantony kiedy znalaz³a siê wewn±trz pieczary.
"Co znaczy zabójca?" odpowiedzia³a pytaniem na pytanie.
"Zazwyczaj magowie s± ma³ymi dzieæmi kiedy zaczynaj± siê uczyæ a ty nie wygl±dasz na tak± osobê. Wiêc to z powodu innego zabójcy smoków," mimo mroku panuj±cego wewn±trz zauwa¿y³a lekkie zmieszanie na twarzy magini.
"Mo¿liwe," odpar³a czuj±c lekkie zak³opotanie.
"Pamiêtasz pierwsze spotkanie ze mn± i to co wtedy stwierdzi³am?"
Zbli¿a³ siê wieczór kiedy zbli¿a³a siê ku pobliskim górom. Gdzie¶ po¶ród nich we³ug informacji jakie zdoby³a powinien siê wci±¿ znajdowaæ smok lub przynajmniej tak twierdzili miejscowi mieszkañcy. Olbrzymi skrzydlaty gad, którego czasami który¶ z nich widzia³ w ci±gu nocy przemykaj±cy niemal bezszelestnie ponad zabudowaniami. Zawsze kiedy noc by³a tam ciemna, ¿e ledwo mo¿na by³o widzieæ cokolwiek.
"My¶lisz, ¿e jest tu jaki¶ smok?" spyta³ lekko znudzony niebieskow³osy mê¿czyzna z tatua¿em na prawej stronie twarzy.
"Je¶li jest to go znajdê," odpar³a purpurow³osa kobieta poruszaj±c siê cicho pomiêdzy zaro¶lami powoli oddalaj±c siê od pobliskich zabudowañ.
"Skoro tak twierdzisz," powiedzia³ zanim jego projecja astralna nie rozp³yne³a siê zostawiaj±c j± sam±. Pare minut potem gdzie¶ nad ni± rozleg³ siê ³opot skrzyde³. Zatrzymawszy siê spojrza³a w górê próbuj±c dojrzeæ cokolwiek na niebie. Ksiê¿yc by³ w nowiu wiêc by³o niemal ca³kiem ciemno wokó³ a tak¿e ju¿ nie dociera³y tu ¶wiat³a z niedaleko le¿±cych zabudowañ.
'Poka¿ siê,' pomy¶la³a znów ruszywszy przed siebie wci±¿ s³ysz±c gdzie¶ ponad g³ow± ³opot skrzyde³. Czasem do¶æ daleko czasem bardzo blisko jednak nie zatrzyma³a siê nawet na chwilê. Raport wspomina³ jak wie¶niacy, którzy dojrzeli tajemnicz± istotê zazwyczaj w straku kryli siê lub próbowali uciekaæ.
"Dziwny zapach otacza ciebie," rozleg³o siê gdzie¶ spomiêdzy drzew na co zatrzyma³a siê i pu¶ci³a wolno przed siebie niewielk± kulê, która zaczê³a kr±¿yæ wokó³.
"Jeste¶ jedn± z nich czy...?" g³os zawiesi³ siê na chwilê kiedy naprzeciw kobiety za¶wieci³a siê para zielonkawych oczu. Kula polecia³a przed siebie przecinaj±c tylko co¶ o konsystencji gêstej mg³y zanim nie wróci³a do d³oni kobiety.
"Nie wyczuwam w tobie tej magii jednak twój zapach jest tak podobny do nich," ¶lepia zgas³y i ponownie us³ysza³a ³opot skrzyde³. Kula uleg³a pomno¿eniu i kiedy ponownie w pobli¿u pojawi³y siê ¶wiec±ce ¶lepia polecia³y w tamtym kierunku. Ponownie przelecia³y jakby nic tam nie by³o jednak oczy nie znikne³y tylko zdawa³y siê zbli¿aæ do magini a¿ zatrzyma³y siê niemal przed ni±. Jednak wci±¿ nie mog³a dojrzeæ nic poza niewyra¼nym kszta³tem a teraz poczu³a oddech na swojej twarzy.
"Nie na pewno nie jeste¶ jedn± z nich ale twój zapach jest tak mocno przesi±kniêty ich. Ca³kiem jakby¶..." ponownie zawiesi³a g³os.
"Jakby co?" w koñcu przemówi³a lodowa magini.
"A nie nic," tym razem zdawa³o siê, ¿e smok zachitota³. "Niewa¿ne. Wiêc jaki¶ szczególny powód aby¶ mnie szuka³a?"
"Jeste¶ smokiem, który mo¿e nauczyæ magi zabójcy?" jasno przedstawi³a powód. S³ysz±c to smok oddali³ siê nieco tak, ¿e nawet nie widzia³a oczu. Mija³y minuty kiedy sta³a i nic siê nie dzia³o a¿ w koñcu krzykne³a. "Wiêc jednak nie."
"O nie," wokól niej pojawi³ siê czarny kszta³t. "Po prostu to nieco zaskakuj±ce aby kto¶ tak wprost wyrazi³ takie ¿yczenie. Nie pamiêtam nikogo w ci±gu ostatnich kilku stuleci aby to zrobi³. Jeste¶ interesuj±cym cz³owiekiem." Ponownie przed ni± pojawi³a siê para zielonkawych oczu, "Jak ciê zw±?"
"Ultear Milkovich," odpar³a magini czasu.
"Je¶li twoja postanowienie jest mocne wróæ tu w ci±gu dwóch, trzech tygodni," kszta³t zacz±³ siê rozwiewaæ. "Wtedy ja Rigantona oceniê czy nadajesz siê na moj± uczenicê."
Po tych s³owach smoczyca bezszelestnie odlecia³a zostawiaj±c Ultear sam± po¶ród drzew.